poniedziałek, 5 stycznia 2015

Rozdział 5

Perspektywa Luke'a
Gdy już wszyscy siedzieli, moja i tylko moja Kar zaczęła opowiadać co się stało.
-No rozmawiałam z tym całym Peterem. Pierw się mi przedstawił. Później ja mu.-westchnęła zirytowana czymś.
Popatrzyłem na nią a ona wyszeptała, że wszystko jest w porządku. Opowiedziała to chłopakom w skrócie, nie pomijając przy tym żadnej ważnej informacji, co wydarzyło się w domu jak i przed nim.
-Matt?-zapytał zdziwiony Kaile.
-Tak-kiwnęła lekko Karolaine.
-I powiedział, że....Nie możliwe-stwierdził w końcu.
-Tak było-wtrąciłem się, gdy brunetka złapała moją rękę.
-A co jest nie tak z Mattem?-zapytała Karolaine.
-Był kiedyś naszym szpiegiem, a teraz jest jednym ze szczurów.-wyjaśnił Beau.
-Ufam Karoliane, a ona ufa mu-powiedziałem powoli.
-Wierzysz że nic nie powie Peterowi?-zapytał Jai.
Karolaine odwróciła się w moją stronę i spojrzała w moje oczy. Jej oczy były takie piękne brązowe. Jej usta w odcieniu malinowym uśmiechały się do mnie lekko. A moje serce przy śpieszyło.
-Wierzę-powiedziałem a ona mnie mocno przytuliła szepcząc do ucha jak bardzo jest mi za to wdzięczna.
-I serio sądzi, że jestem twoim kuzynem?-zapytał zszokowany Kaile.
-Zabawne co nie?-zaśmiałem się.
-Widzę, że nie musimy wybierać, który ma z tobą chodzić-zaśmiał się Kaile.
-Dobrze widzisz-zaśmiał się Beau odpowiadając za Karolaine.
Poszliśmy usiąść na kanapie. Ja usiadłem i myślałem, że ona usiądzie obok mnie. Ale mnie lekko jednak zdziwiła. Usiadła mi na kolana i wtuliła się.
Perspektywa Kaile'a
-Jesteście pewni, że dacie rade grać tak jak on wam zagra?-zapytałem patrząc na wtuloną do Luke'a Karolaine. Już od początku wiedziałem, że coś się święci.
-Damy rade, prawda Lukeey?-szepnęła ziewając moja siostra.
-Tak, damy radę Kar-powiedział Luke.
Moja siostra tylko kiwnęła głową i zasnęła.
-Luke musimy porozmawiać-powiedziałem poważnie.
-Obawiałem się tej rozmowy-stwierdził brunet.
-To może po kolei.-zacząłem-Wiem, że ty i Karolaine macie wybuchowe charaktery i nie wnikam jak wasz związek będzie wyglądał. Jednak Karolaine to nadal moja siostra, a będąc z nią masz na nią uważać, nie może być tak, że będziesz nie skupiony. Musicie nauczyć się odróżniać pracę od życia prywatnego.
-My ciągle jesteśmy w pracy-jęknął Luke.
-Wiem Luke, ale musisz ją chronić nieraz przed samym sobą-powiedziałem i wyszedłem zostawiając śpiącą Karolaine i rozmyślającego Luke'a.
***Tydzień później***
Właśnie wstałem i mam coś jakby wyrzuty sumienia, że tak wtedy nagadałem Luke'owi. Mam nadzieje, że wziął coś z tego do serca, ale chciałbym żeby tak jak zawsze się nie posłuchał. Idąc na śniadanie zajrzałem do jego pokoju. Nie było ani jego, ani Karolaine. "Przecież od kilku dni ze sobą śpią, to znaczy chyba. Nie sprawdzałem ich"-pomyślałem i poszedłem pospiesznie na dół.
-Kar...-zaczął Luke.
-Lukeey...cii nic nie mów. Wiem, że jestem chamską suką, ale nie zostawiaj mnie już po pierwszym tygodniu-płakała moja siostra. Tego było za wiele.
Wszedłem do kuchni, aby przerwać ich rozmowę.
-Dzień Dobry-powiedziałem radośnie.
-Dobry dla ciebie-powiedziała Karolaine i wyszła.
-Taaa.... dal ciebie- mruknął Luke i poszedł w ślady Karolaine.
-Ej zaczekajcie, nie mam nic do waszego związku-powiedziałem idąc za nimi.
-Nie ma żadnego związku-warknęła Karolaine.
-Taaa....-przytaknął Luke.
-Ej co jest z wami?-zapytałem zdziwiony.
-Luke zamierza sobie gdzieś iść beze mnie-wzruszyła ramionami Karolaine udając, że się tym nie przejmuje.
-Gdzie?-zapytałem zdziwiony.
-Na dziwki- kolejne wzruszenie ramionami.
-To załatwcie to między sobą-odetchnąłem z ulgą, a po chwili dodałem.-Luke -chłopak uniósł wzrok.-Zapomnij o tym co ci wcześniej mówiłem. To rozkaz.
-Tak jest-kiwnął głową i usiadł na łóżku.
Byłem zły na siebie za to co powiedziałem Luke'owi. No ale czasu nie cofnę.
Perspektywa Karolaine
Luke usiadł na łóżku i schował twarz w dłoniach.
-Luke...-usiadłam obok chłopaka. 
Spojrzał na mnie, lecz to nie był ten sam wzrok co zawsze. Jego oczy były puste pozbawione jakichkolwiek uczuć. Przeraził mnie ten widok. Takie same oczy miał Peter, gdy z nim rozmawiałam. Od tamtej rozmowy minął tydzień, a ja nie widziałam, ani nie miałam wiadomości od Petera. Chciałam powiedzieć coś Luke'owi ale nie zdążyłam nawet pisnąć a do salonu wpadł z powrotem mój brat.
-Wyjeżdżam załatwić ważne sprawy. Nie będzie mnie około tygodnia. Nie pozabijajcie się do tego czasu rządzi Beau. Nie pozabijajcie się. I to chyba wszystko.
-Ok-powiedziałam podchodząc do niego i go przytulając.
-Zapomniałbym.-dodał Kail- Powiesz mamie, że boisz się sama mieszkać w tym dużym domu i że na jakiś czas zamieszkasz u Ginny.
-Dobrze Smiti- uśmiechnęłam się lekko do brata.
-Jak powiedziałaś?-zapytał zszokowany.
-Smiti- powiedziałam niepewnie.-Coś nie tak?-zapytałam.
-Nic, tylko dawno mnie tak nie nazywałaś-powiedział przytulając mnie mocno.
-Przekazać pozostałym twoje słowa?-zapytał Luke.
-Zaraz powiem to Beau.-stwierdził Kail.-A i Luke proszę opiekuj się Karolaine- szepnął cicho.
-Słucham?-zapytał Lukeey udając, że nie dosłyszał.
-Lukeey coś nie tak?-zapytałam patrząc na chłopaka.
-On poprosił-zaśmiał się Luke, a po chwili dodał już poważnie.-Chłopaki mi w tym pomogą.
Jeszcze raz przytuliłam Kaile'a, a po tym on wyszedł z domu. Zostaliśmy sami. I co z tym zrobić? Zastanawiałam się.
-Luke co mówił ci wcześniej mój brat?-zapytałam.
-Nic takiego-skłamał.
-Nie umiesz kłamać-powiedziałam klepiąc go lekko po policzku.
Wyszłam z domu Brooksów na świeże powietrze.
-Ej Kar co ty tu robisz?-zapytał Jai.
-Idę do domu-stwierdziłam z lekkim uśmiechem.
-Ale dlaczego?-zadał kolejne pytanie.-A tak w ogóle to hej.
Przytuliłam Jaia. Był on najmilszym z całego tego gangu. To znaczy lubię Vjavjaya i Skipa. Bobo też, bo jakby inaczej. Nie da się nie lubić Beau
-Mam się do was wprowadzić na jakiś czas, bo Kaile gdzieś wyjeżdża-powiedziałam z uśmiechem.
-Jej!-krzyknął Jai i wziął mnie na ręce.
-Jai idioto puszczaj-zaczęłam się śmiać.
-Nie za tego idiotę nie puszczę.-zaśmiał się mój przyjaciel.
-Szczerze to nie wiem po co mam u was spać skoro mieszkamy obok siebie-powiedziałam.
-Kaile chce żebyś była bezpieczna.-odparł lekko Jai wnosząc mnie do mojego domu.
-Możliwe-zaśmiałam się.
-Podobasz się Luke'owi- stwierdził Jai.
-Ale po co mi to mówisz?-zapytałam zdziwiona idąc do swojego pokoju.
-Wiem, że on tobie także-zaśmiał się.
-Masz błędne informacje-powiedziałam.
-Przyjacielowi nie powiesz?-zapytał ze śmiechem.
-Nie tobie, nie powiem-zaśmiałam się.
Weszłam do siebie do pokoju i szybko wzięłam się za pakowanie rzeczy. Do pierwszej lepszej walizki wrzuciłam kilka par czarnych leginsów, czarnych podkoszulek, bielizny. Szukałam jakieś wygodne buty. Schyliłam się po jakieś akurat w momencie kiedy rozległ się strzał.
-Jai dostałeś?-spojrzałam się a on zaprzeczył.
-Pakuj szybko te rzeczy-powiedział spokojnie wyciągając broń.
-Zabiłeś kiedyś człowieka?-zapytałam tak po prostu.
-Nie, ale dla Luke'a jesteś wszystkim, więc nie zawaham się nawet-uśmiechnął się.
Poszłam jeszcze szybko do toalety i spakowałam jakieś kosmetyki.
Jai wziął moją walizkę i zeszliśmy pospiesznie na dół.
-JJ daj mi na chwilę twój telefon-powiedziałam cicho. Jai bez słowa wyciągnął swój telefon i mi go podał. Wybrałam pospiesznie numer Luke'a i zadzwoniłam do niego.
-Halo- usłyszałam lekko złego Luke'a.
-Luke-powiedziałam drżącym głosem.
-O moja królewna, co już mój brat ci nie wystarcza?-zaśmiał się chamsko.
Nie odpowiedziałam tylko się rozłączyłam i wybrałam numer do Beau.
-Coś się stało Jai?-zapytał od razu Beau.
-Gdzie jesteś?-zapytałam siląc się na spokój.
-Odwiozłem właśnie Kaile'a coś się stało?-zapytał.
-Ktoś był pod domem i strzelał do mojego okna-zaczęłam powoli.
-Coś ci się stało albo komuś innemu?-zapytał a ja od razu zaprzeczyłam.
-Zdążyłam się schylić a Jai czekał aż się spakuje w drzwiach.
-Już jadę, ale jestem kawał drogi od Melbourne idźcie powoli do nas do domu.-powiedział.
-Zaczekaj od mojej strony, tam gdzie mam pokój jest wasz dom, ktoś musiał być na waszym podwórku albo gdzieś z tamtej strony-powiedziałam a Jai zrobił nagle wielkie oczy.
-Masz rację, ale i tak musicie jakoś wyjść-stwierdził i szybko się pożegnaliśmy gdyż Beau musiał dać znak pozostałym chłopakom.
Ja z Jaiem powoli wyszliśmy z domu kierując się na podwórko Brooksów. Pospiesznie weszliśmy do domu i usiedliśmy w salonie.
-Na pewno nic ci nie jest?-zapytał lekko wystraszony Jai.
-Nic mi nie jest, na szczęście jeszcze żyję.-stwierdziłam i położyłam się na kanapie.
-Królewno!-wrzasnął Skip wbiegając do domu.
-Nic mi nie jest, nie mam rany, bez najmniejszej rysy-powiedziałam pokazując się chłopakowi.
-Co się stało?-zapytał Luke wchodząc do pokoju lekko wypity.
-Nic dupku-powiedziałam a z moich oczu zaczęły spływać łzy.
-Karolaine nic ci nie jest?-zapytał James wchodząc do domu.
-Czemu miałoby coś jej być?-zapytał Luke.
-Nie słyszałeś co się stało?-zapytał się zszokowany James przytulając mnie lekko.
-No nie?-uniósł jedną brew brunet.
-Ktoś chciał zabić Karolaine- powiedział Jai.
-Był na tym podwórku- dodał Skip.
-Musimy ją zawieźć do tajnej bazy-stwierdził James.
-Nie, nigdzie nie jadę. Czekam na Beau.-powiedziałam.
-Ty musisz być bezpieczna-warknął Luke.
-SZKODA, ŻE WCZEŚNIEJ TAK NIE ZAREAGOWAŁEŚ!-wrzeszczałam na niego.
-MOGŁAŚ POWIEDZIEĆ OD RAZU A NIE!-wrzasnął na mnie.
Zamachnęłam się i wymierzyłam mu siarczystego policzka.
-Nie masz prawa się na mnie wydzierać-powiedziałam przez zęby, a on złapał się za policzek.
-Nie musiałaś go bić-stwierdził Jai.
-Zasłużył-zauważył James.
-Za ile będzie Beau?-zapytał wystraszony Skip.
-Już jestem-krzyknął Bobo wchodząc do domu.
-Miło, że w końcu jesteś-powiedziałam zirytowana.-A teraz jakiś plan czy coś?
-Luke zabierze cię do naszego domku, tam nikt cię nie znajdzie -stwierdził Beau.
-To na co czekamy?-zapytał Luke.
-Ale Luke pił-zaskomlałam.
-Luke, serio?-zapytał Daniel.
-Trochę, przecież wiecie, że jestem dobrym kierowcą.
-Ok, jedźcie już-ponaglał Beau.-Jedź jak najdłużej, slalomami aby zgubić ich jeśli będą was gonić.
-Będziemy przed wami i wszystko uszykujemy-powiedział Daniel.
-Karolaine uważaj na siebie i tego pacana-zaśmiał się James.
-Dobra-kiwnęłam głową.
Wzięłam swoją walizkę i skierowałam się w stronę wyjścia. Po chwili dobiegł do mnie Luke.
-Sorki Kar-szepnął.
Wyszliśmy szybko z domu kierując się w stronę garażu, gdzie znajdowało się auto Luke'a. Tak naprawdę nie znam się na tym aż tak, jak mam coś kupić to zazwyczaj patrzę na wydajność i takie tam. Nie potrzebne mi są nazwy bo i tak ich nie zapamiętam.
Luke otworzył bagażnik, a ja wsadziłam do środka walizkę i sobie przypomniałam coś.
-A ty nie bierzesz nic ze sobą?-zapytałam zdziwiona.
-Mam wszystko na miejscu.-rzekł zamykając bagażnik. Otworzył mi drzwi i przytrzymał, abym weszła. Zamknął je za mną i sam wsiadł ze strony kierowcy.
-Włączyć jakąś muzyką?-zapytał.
-Jak chcesz-mruknęłam.
-Jaką lubisz?-kolejne bezsensowne pytanie.
-Czy ty mnie w ten sposób zmuszasz do rozmowy?-jęknęłam.
-Nie-powiedział i skupił się na drodze.
-Kar... Królewno... -zaczął się jąkać.-Przepraszam, że byłem taki chamski.
-Nic się nie stało.-odpowiedziałam chłodno.
-Ja naprawdę żałuję, że- znowu zaczął się tłumaczyć, ale zakryłam mu usta swoimi własnymi.
-A teraz się zamknij się i jedź-powiedziałam z lekkim uśmiechem na twarzy.
-Jak sobie życzysz kochanie-powiedział Luke z uśmieszkiem i wyjechał z garażu, a potem z podwórka.
-Dziękuję-uśmiechnęłam się i oparłam wygodnie o fotel.
-Tobie wszystko-powiedział cicho.
-Nie gadaj już tych głupot-powiedziałam.-Teraz jesteś taki miły, a jak ci coś odbije to zachowujesz się jak cham.-Chciał mi przeszkodzić ale się zaśmiałam i kontynuowałam.- Nie przepraszam jak ci coś odbije to jesteś miły-uśmiechnęłam się przesłodko.
-Karolaine ja już taki jestem. Po prostu, nie zmienię się choćbym chciał-jęknął  nie odrywając głowy od jezdni.
-Ja to wiem, ale nie raz te twoje fochy to dla mnie za wiele-mruknęłam cicho. Luke chyba tego nie dosłyszał, albo tylko udawał bo już się więcej nie odezwał.
Siedziałam cicho przez dwie godziny i dalej nie zwalnialiśmy na żaden postój, a już naprawdę zachciało mi się do toalety i z chęcią bym coś zjadła. Nie chciało mi się jednak nic mówić Luke'owi. Ok. Trochę dzisiaj po nim pojechałam, ale zasłużył.
-Jesteś głodna?-zapytał po kolejnej godzinie jazdy. Nie odpowiedziałam udając, że śpię.
-Karolaine wiem, że nie śpisz-zaśmiał się cicho.
-Skąd to wiesz?-zapytałam patrząc na niego zdziwionym wzrokiem.
-Widziałem jak śpisz, nie jesteś zazwyczaj taka sztywna jak dzisiaj-odpowiedział wzruszając ramionami.
-Znasz mnie z tydzień i już wiesz jak śpię, przerażasz mnie Luke-stwierdziłam ze śmiechem. Zaakceptowałam to jaki jest. Ja w końcu też najlepsza nie jestem i jestem tego świadoma.
-Aż taki przerażający jestem? Jak bardzo?- pytał śmiejąc się.
-Bardziej niż Edward ze Zmierzchu- powiedziałam.
-Też mi porównanie-prychnął co wywołało u mnie głośny śmiech.
-Tak zjadłabym coś chętnie i może przy okazji skorzystała z jakiejś łazienki-powiedziałam a on się na mnie spojrzał.
-Serio? Mam zawracać?-spytał zdziwiony.
-Jeśli mnie tak mocno kochasz to zawróć, proszę!-powiedziałam.
-Wiesz, że to kosztuje?-zapytał poważny, a po chwili wybuchł głośnym śmiechem.-Żartuje, już zawracam.
I nie zważając na to, że za nami ktoś jechał ostro zawrócił.
-Aaaa.... Luke, czy ty pragniesz mnie zabić?-zapiszczałam.
-Nie-powiedział z uśmieszkiem przy, którym miękły mi zawsze kolana.
-Właśnie widzę-wymruczałam.
Gdy tylko to powiedziałam zatrzymaliśmy się. Spojrzałam w każdą stronę i zauważyłam, że jesteśmy na CPN-ie.
-Nic bym ci nie zrobił-powiedział po czym wyszedł z auta.Poczekałam chwilę aż Luke otworzy mi drzwi, nie dlatego, że chciałam być traktowana w specjalny sposób, tylko, dlatego że Luke nieraz chciał być moim prywatnym dżentelmenem. Ledwo wyszłam z auta i poczułam, że Luke mnie podnosi.
-Co ty robisz?-zapytałam ze śmiechem.
-Niosę moją dziewczynę do łazienki-wyszczerzył się, a ja go uderzyłam w ramię.
-Wariat-jęknęłam gdy mnie postawił na ziemi, a ja uderzyłam sie w nogę.
-Coś ci zrobiłem?-zapytał wystraszony.
-Nie, sama się uderzyłam w nogę-powiedziałam i pokuśtykałam do toalety.
-Wejdę z tobą-powiedział i poruszył śmiesznie brwiami, ale później dodał już całkiem poważnie.-Muszę cię chronić, wszędzie.
-Aż tak mnie lubisz?-zapytałam, bo chyba tak powinno brzmieć. W końcu nie jesteśmy razem, jest moim....hm przyjacielem? Nieraz przyjaciel to za wiele, a zdarza się, że przyjaciel to za mało.
-Nie lubię cię w ogóle-odparł wzruszając ramionami.
-Dobrze wiedzieć-mruknęłam pod nosem tak aby nie usłyszał.

*******************************-******************************************************
Sorki, że ostatnio nie dodawałam. Nic nie obiecuje, ale co weekend postaram się dodawać rozdział.
Jakieś pytanka? :*







1 komentarz:

Anonimowy pisze...

myślałam nad jakimś sensownym komentarzem ale nie zdołam nic wymyślić
to napisze tylko że świetny, zresztą ty to wiesz <333